Menu Close

Wielokulturowość regionu

Piwniczna-Zdrój to miasto położone w południowej części Małopolski przy granicy ze Słowacją w sercu Beskidu Sądeckiego, na styku 3 kultur – polskiej, słowackiej i łemkowskiej. Mieszkają tu Górale Nadpopradzcy, nazywani “czarnymi” od koloru męskich ubrań szytych z czarnej wełny pozyskiwanej od hodowanej tu polskiej owcy górskiej odmiany barwnej, która jako jagnię jest całkowicie czarna, czasem z małą plamką na głowie i na końcu ogona w kolorze białym. Jest to owca doskonale przystosowana do trudnych warunków klimatycznych panujących w Karpatach. Od jednej owcy można pozyskać ok. 3-4 kg wełny rocznie. Jest to wełna wysokiej jakości, bardzo sprężysta (dzięki temu wytrzymała na przetarcia) i ma tę ważną zaletę, że nie trzeba jej farbować, a co za tym idzie nie odbarwia się w trakcie użytkowania, nie plami w zetknięciu z wodą, no i nie trzeba ponosić kosztów farbowania.

Przez wieki mieszkańcy regionu byli samowystarczalni, trudnili się uprawą jałowej górskiej ziemi, wypasem barwnych owiec, drobnym rzemiosłem. Niektórzy pracowali przy sadzonkach i wyrębie drewna w lasach miejskich. W gospodarstwie nic się nie marnowało, szanowano dobytek i siebie nawzajem. Sąsiedzi często się spotykali na rozmowy i wspólnie pracowali. W prawie każdym osiedlu był kowal, bednarz i kołodziej. Buty robił szewc, a płótno tkacz. Kobiety zajmowały się dziećmi, przędły na kołowrotkach, szyły, haftowały, dziergały na drutach, przygotowywały posiłki. Mężczyźni strugali gonty, rynny, niecki i przybory kuchenne, a podczas długich jesiennych i zimowych wieczorów tkali z resztek wełny (pozyskanych jako odpady od płótna tkanego na krosnach), przy użyciu technik stosowanych od pokoleń, rękawice zwane “furmańskimi”, bo najczęściej używali ich właśnie furmani podczas pracy w lesie przy zrywce i zwózce drewna lub w pracach gospodarskich. Były bardzo ciepłe, i nawet w największy mróz pozwalały ochronić ręce przed zimnem i halnym wiatrem. Wykonuje się je na drewnianej formie (kilka starych rękawic oraz form, liczących ponad 100 lat, zachowało się w piwniczańskim Muzeum, dzięki czemu można czerpać wiedzę o ich wyglądzie i konstrukcji oraz zrekonstruować dla potrzeb prowadzenia warsztatów), na którą naciąga się osnowę z lnianej nici, wokół której przeplata się kawałki wełny. Końcówek się nie wiąże lecz pozostawia luźno wewnątrz, aby stanowiły ocieplenie rękawicy i to właśnie daje tę ich wyjątkowość w ochronie przed chłodem. Mając wełnę w kilku odcieniach, można na nich tworzyć geometryczne wzory, ale żeby dojść do tego poziomu umiejętności, żeby obie rękawiczki wyglądała tak samo, potrzebna jest wprawa, wyobraźnia przestrzenna. Wymaga to dużego doświadczenia zdobywanego dzięki wielokrotnemu powtarzaniu czynności. Wełnę trzeba też na osnowie odpowiednio “ubijać” – umiejętnie dopychając kolejne rzędy tak, aby nie było ani za mocno – bo rękawice będą bardzo sztywne, a więc niewygodne w użytkowaniu, ani za słabo – bo będą miały zbyt rzadki splot, co powoduje, że będzie przewiewał wiatr, a więc będzie w nich zimno. Można powiedzieć, że zrobienie dobrych rękawic furmańskich to wielka sztuka, wymagająca czasu, wiedzy i cierpliwości. Cykl wykonania 1 pary takich rękawic, to dla wprawnego tkacza ok. 30 godzin wytężonej pracy, a nawet   więcej, jeżeli wzór jest skomplikowany , a wykończenie bogato zdobione frędzlami.

Dzięki zdecydowanemu działaniu grupy osób, kilka lat temu udało się uratować tradycję tkania rękawic furmańskich na terenie Piwnicznej, choć był czas, że nikt się tym nie interesował, a pracownicy Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie, uznali Władysława Polańskiego za ostatniego rękawicznika w tej części Karpat, a być może w Polsce. W zbiorach Muzeum Etnograficznego w Warszawie znajdują się materiały dotyczące wyrobu rękawic furmańskich przez Władysława Polańskiego – fotografie wykonane przez M. Jaszczołt w czasie badań terenowych prowadzonych w jego warsztacie w Piwnicznej w 2008 r. wraz z wywiadem zarejestrowanym na filmie, gdzie się stwierdza, że to już reliktowa umiejętność i zaniknie wraz z jego odejściem. Na szczęście tak się nie stało, ponieważ Władysław Polański zdążył przekazać swoje umiejętności Michałowi Nakielskiemu z Piwnicznej, który później był wielokrotnie zapraszany na pokazy tej sztuki do Skansenu w Nowym Sączu, a z czasem przeprowadził też warsztaty w swoim rodzinnym mieście.

Dziś w Piwnicznej działa kilkuosobowa grupa pasjonatów, którzy starają się działać na rzecz zachowania i przekazania kolejnym osobom, tej wyjątkowej na skalę Polski umiejętności, aby wciąż była żywa.